
Górskie (i nie tylko) wyzwania Hanny Bruss cz.1
Pierwsza część wywiadu z Hanną Bruss - miłośniczką wielu - często mało znanych - dyscyplin sportu. Spośród nich najbardziej kocha góry i wspinaczkę wysokogórską.
Rozmowę prowadzi Olimpia Bucyk w ramach akcji Fritoks (o akcji przeczytaj tutaj)
Haniu, czy każdy może zostać Himalaistą?
Oczywiście, że tak! Każdy może, każdy ma potencjał. Oczywiście trzeba to zacząć robić z głową. Ale motywujące jest to, że spotykałam w swojej karierze przeróżnych ludzi, którzy zdobywali góry - znałam nawet osobę, która nie miała nogi, a wspinała się ze mną na najwyższą górę świata!
Jesteś osobą z ogromnym doświadczeniem, wielką wiedzą i licznymi zdobytymi szczytami górskimi. A od czego właściwie zaczęła się twoja górska przygoda?
Oczywiście w dzieciństwie, później - jeszcze w liceum - planowaliśmy z kolegami pierwsze wyjścia. Pakowaliśmy plecaki, które chyba ważyły po 50 kg, zaopatrywaliśmy się w paprykarze, kuchenki gazowe… - a kiedyś te były ogromne, ciężkie - i ruszyliśmy na podbój Tatr. Oczywiście odbywałam liczne trekkingi górskie, później wyjazdy do Nepalu, a także wyjazdy łączone - jechaliśmy chociażby do Azji, gdzie przy okazji wspinaliśmy się na jakiś wulkan. Niestety podczas jednej z wypraw górskich w Nepalu odkryłam, że chyba jestem chora. Jak wróciłam do Polski, to moje obawy się potwierdziły. Właśnie po tym wydarzeniu zaczęłam już poważne górskie przedsięwzięcia.
Czyli choroba stała się punktem wyjścia do rozpoczęcia górskiej przygody?
Tak, to było mocne uderzenie. Całe życie byłam sportowo aktywna - a to nurkowanie, a to jakieś trekkingi, rower.... I nagle choroba - wykryto u mnie raka. Podczas całego przebiegu mojej choroby właśnie góry były tym miejscem, do którego ciągle wracałam, góry trzymały mnie mocno podczas walki z tą chorobą. Pamiętam, jak między chemiami pojechałam z kolegą do Chamonix, by odpocząć. I nagle wpadłam na pomysł. Mówię do niego: “Słuchaj, a może byśmy weszli na tego Mont Blanca...”.
Zrealizowałaś ten pomysł?
Tak, okazało się, że akurat zwolniło się miejsce u doświadczonego przewodnika. Oczywiście brałam w tym czasie zastrzyki w brzuch, łysa, słaba, nie miałam na nic siły. Było to dość heroiczne! Weszłam na szczyt i dzięki temu nabrałam dużo sił do walki. Na górze powiedziałam sobie, że jeśli wygram z tą chorobą, to wejdę na Everest. I tak to się zaczęło. Wszystko co później robiłam było ukierunkowane do wejścia na najwyższą górę świata.
Czyli udało Ci się wygrać z chorobą i rozpoczęłaś kolejne podróże...
Po chorobie ciągle chodziłam po górach, nabierałam sił. Minęło ledwie 10 dni od zakończenia choroby, a powiedziałam mojej rodzinie, że wyjeżdżam w dżunglę, bo potrzebuję odreagować sytuację. psychicznie. Nie wybrałam Amazonii, ale Papuę - bardzo niebezpieczne miejsce, gdzie jest najgorsza malaria. A ja wybrałam sobie region, gdzie wciąż istnieje zjawisko kanibalizmu. Pamiętam wędrówkę z kolegą - organizatorem - tego wyjścia, szła za nami cała wioska! To było niesamowite doświadczenie, bo to faktycznie byli ludzie pierwotni. Pamiętam też jak nagle powiedział, że nie działa mu telefon satelitarny. Mnie wcześniej cała rodzina nastawiała na to, że w Papui nie znajdę żadnego ratunku, jeśli coś złego się stało. Spytałam go zatem, czy jakby coś mi się stało - bo oczywiście nie przyznałam się mu, że jestem świeżo po zakończeniu poważnej choroby - to w jak długim czasie możliwe będzie sprowadzenie pomocy. A on na to: “Wyślemy dwóch chłopaków, będą biegli, dojdą w półtora dnia do miejsca, gdzie przez radio wezwiemy pomoc, w kilka godzin przyleci helikopter, czyli... tak do dwóch dni”. Dopiero po tej ryzykownej przygodzie w dżungli faktycznie zaczęły góry i poważne przygotowania. Ale naprawdę robiłam to z głową.
Opowiedz nam może o tych przygotownaiach. Gdybym chciała - z moją słabą kondycją - przygotować się do wspinaczki -, to jak powinnam się do tego zabrać?
Po chorobie oczywiście zaczęłam od tego, że wróciłam na siłownię. Wcześniej też trochę ćwiczyłam, biegałam - czego akurat nie lubię - ale faktycznie, ważne jest kondycyjne przygotowanie. Ja musiałam odbudować mięśnie i całe ciało po przebytym chorobowym zniszczeniu. Włączyłam do programu ćwiczeń wytrzymałościowe treningi rowerowe na szosówce. Trzeba się po prostu ruszyć, można skorzystać z pomocy specjalistów, warto przechodzić też różne szkolenia i kursy wspinaczkowe.
A dieta? Czy jest potrzebny jakiś konkretny plan żywieniowy?
Chyba nie stosuję żadnej konkretnej diety. Oczywiście trzeba patrzeć na to, co się je. Ja nigdy nie piłam słodkich napojów, czy soków. Sama czuję, czego potrzebuję. Chociażby po chorobie przestało smakować mi mięso, jadam tylko ryby. Ile czasu trwają takie przygotowania? Rozmawiamy o wejściu na najwyżsżą górę świata! Zaczynamy od wejść w Bieszczady, Beskidy, Tatry, potem planujemy wejścia na 4 tysiące. W trakcie wejść pracujemy nad sobą, swoim doświadczeniem, nad swoją głową.
W jakim sensie?
Trzeba mieć silną osobowość. To są ekstremalne warunki. Jak zaczynamy rozmieniać się na drobne w głowie, to możemy ostatecznie zrezygnować, wycofać się, mimo kondycyjnego przygotowania. Jak się idzie bez wystarczającej ilości tlenu, wkłada się w to ogromny wysiłek. Właśnie wtedy zostajemy sami ze sobą, ze swoimi myślami. I wszystko zależy od projekcji w naszych głowach. Inną sprawą są kwestie fizyczne - zawsze zdarzyć się może choroba wysokościowa, w tym obrzęk mózgu lub płuc, palpitacje serca. Ale jeśli nie mamy problemów fizycznych,, a mamy problem w głowie, to nie wejdziemy.